poniedziałek, 16 czerwca 2014

Fotografia high-speed

Ale o czym mowa?  

Fotografia high-speed to ujęcie „zamrożonego” ruchu, czynności czy zjawiska, którego nie jesteśmy w stanie zarejestrować gołym okiem, bo dzieje się zbyt szybko. Piękne ujęcia niewidoczne na co dzień obserwować możemy w programie popularnonaukowym W klatce czasu emitowanym na kanale Discovery Channel. Twórcami W klatce czasu są Jeff Lieberman - wykładowca słynnego Instytutu Technologii w Massachusetts (MIT) oraz Matt Kearney - wiceprezes firmy Tech Imaging Services, uważany za jednego z największych amerykańskich ekspertów w dziedzinie cyfrowych technik szybkiego filmowania. Panowie w pełni wykorzystują możliwości techniczne kamery rejestrującej kilkanaście tysięcy klatek na sekundę. Na pozór banalny lot kolibra, breakdance, narciarstwo wodne czy cyrkowe sztuczki, pokazane w zwolnionym tempie - zaskakują.






Uchwyć niezauważalne!!! 

Oglądając zdjęcia pocisku rozrywającego kartę do gry czy pękających balonów niejeden z nas zastanawia się, jak się robi takie zdjęcia i czy przy użyciu amatorskiego sprzętu dałoby się zrealizować sesję ultraszybkiej fotografii. Dobra wiadomość jest taka, że odpowiedź na to ostatnie pytanie brzmi „tak”, choć jeśli kogoś temat ten naprawdę zafascynuje, to istnieją też znacznie mniej rozpowszechnione techniki pozwalające uzyskać jeszcze ciekawsze efekty. Jest więc i miejsce na rozwój. A zła wiadomość? No cóż, chętnych czeka sporo pracy i prób. Od czegoś jednak trzeba zacząć i tego właśnie dotyczy nasz poradnik. 



Migawka nie zawsze bywa skutecznym przyrządem

Dla mniej doświadczonego fotoamatora cała sprawa wydaje się być bardzo prosta – wystarczy wycelować i w odpowiednim momencie wyzwolić migawkę, a czas naświetlania rzędu 1/4000 lub 1/8000 sekundy załatwi całą resztę. Jeśli tylko zgramy się w czasie w wystąpieniem zjawiska, to wszystko pójdzie dobrze, prawda? Niestety nieprawda. Przede wszystkim pojawia się problem opóźnienia występującego pomiędzy momentem naciśnięcia spustu migawki a jej faktycznego otwarcia (tzw. shutter lag), który jednak dałoby się jeszcze wyeliminować dając impuls do wykonania zdjęcia z odpowiednim wyprzedzeniem. Wymagałoby to jednak znacznej precyzji, jako że czas trwania tego opóźnienia liczy się w milisekundach i jest on charakterystyczny dla każdego modelu aparatu.



Drugie ograniczenie jest już nie do przejścia, ponieważ wiąże się ze sposobem działania migawki mechanicznej: zarówno jej otwieranie, jak i zamykanie ma przy bardzo krótkich czasach naświetlania charakter stopniowy. I tak w najpopularniejszych obecnie migawkach szczelinowych przy czasach krótszych od 1/180-1/320 sekundy (dokładny czas zależy od modelu aparatu – jest to wartość będąca jednocześnie najkrótszym czasem synchronizacji z błyskiem) element światłoczuły aparatu odsłaniany jest stopniowo – linijka po linijce. Jeżeli więc interesujące nas zjawisko przebiega naprawdę szybko, to nawet przy intensywnym oświetleniu sceny posłużenie się samym czasem naświetlania nic nam nie da.

Pojawić się też może w takiej sytuacji problem zbyt małego natężenia światła, którego na własnej skórze doświadczył już E. Muybridge gdy przyszło mu fotografować biegnącego konia. Choć bowiem światłoczułość nowoczesnych matryc cyfrowych, a nawet stosowanych w minionych dziesięcioleciach klisz negatywowych umożliwia prawidłowe naświetlenie tak krótko eksponowanego zdjęcia bez większych problemów, to sam pionier wykonując swoje zdjęcie u progu czwartego kwartału XIX wieku nie miał do dyspozycji takich luksusów. Zdjęcia wykonywał na płytach szklanych wymagających znacznie dłuższego naświetlania. Dla Muybridge’a było to poważne ograniczenie, które przełamał układając wzdłuż toru wyścigowego wielkie płachty białej tkaniny pełniące rolę ekranów odbijających światło oraz eksperymentując z emulsjami fotograficznymi o większej czułości. Jak pokazała historia, opłaciło się.


Istnieją zjawiska, do uwiecznienia których konieczne było opracowanie specjalnych aparatów. Fotografia przedstawiająca pierwszą milisekundę eksplozji nuklearnej na poligonie testowym powstała przy użyciu kamery rapatronicznej naświetlającej klatkę w czasie 10 nanosekund. (Fot. U.S. Air Force 1352nd Photographic Group)

Nie znaczy to jednak, że sprawa jest zupełnie przegrana. Wręcz przeciwnie – jakoś przecież trzeba sobie radzić w sytuacjach, gdy najpopularniejsza i najbardziej upowszechniona technika zamrażania ruchu za pomocą błysku flesza (opisana w następnym rozdziale) jest niemożliwa do zastosowania np. z uwagi na rozmiary fotografowanego obiektu lub dużą odległość od niego. Wtedy przydają się rozmaite wynalazki, takie jak choćby kamera rapatroniczna (wynaleziona zresztą przez samego Edgertona w celu fotografowania pierwszych milisekund wybuchów nuklearnych). W niej rolę migawki pełni układ składający się z dwóch filtrów polaryzacyjnych i umieszczonego między nimi tzw. rotatora Faradaya, który sterowany polem magnetycznym o odpowiednim natężeniu jest w stanie otworzyć się dla światła na bardzo krótki okres czasu – nawet do 10 nanosekund, czyli na 1 stumilionową część sekundy. 

Flesz

Zakładam jednak, że większość z Was nie ma zamiaru wykonywać zdjęć 20-metrowej kuli ognia powstałych w trakcie pierwszej milisekundy od eksplozji bomby atomowej, lecz woli się skupić na nieco bardziej przyziemnych (lecz ciągle fascynujących) zjawiskach. W takiej sytuacji wystarczy zwykła lampa błyskowa oraz efekt stroboskopowy wykorzystany po raz pierwszy w fotografii ultraszybkiej przez (a jakże!) Harolda Edgertona. Na czym polega taka technika? To proste: wyobraźmy sobie aparat i fotografowaną scenę (niech będzie to na przykład pękający na czyjejś głowie balon z wodą) umieszczone w studiu. Jeżeli wykonamy zdjęcie aparatem przy nawet bardzo silnym świetle ciągłym, to na skutek niezwykle szybkiego przebiegu wydarzenia, uzyskamy obraz dość mocno rozmyty i przedstawiający generalnie wszystkie fazy trwania zdarzenia jednocześnie – od początku do końca trwania ekspozycji. Im dłuższe naświetlanie, tym silniejsze rozmycie.
 


Choć zdjęcie pękającego balonu z wodą wykonanego w czasie 1/1250 sekundy wygląda efektownie, to bliższe przyjrzenie się mu zdradza obecność rozmyć wywołanych zbyt długą ekspozycją, przesuwem szczeliny migawki i prawdopodobnie minimalnym szarpnięciem aparatu wywołanym ruchem lustra.

Jeżeli teraz zmniejszymy natężenie światła w studiu, ustawimy czułość ISO w aparacie na bardzo niską i do tego przymkniemy silnie przysłonę aparatu, to wówczas nawet naświetlając klatkę przez wiele sekund nie uda nam się uchwycić nie tylko interesującego nas zjawiska, ale i samego studia – zdjęcia będzie czarne. To oczywiste, prawda? Ekspozycja zdjęcia będzie po prostu stanowczo za niska w stosunku do warunków oświetleniowych sceny.
Co jednak stanie się, jeśli podczas takiego naświetlania dokładnie w kluczowym momencie fotografowanego wydarzenia odpalimy lampę błyskową? Otóż na zdjęciu zostanie uwiecznione całe wydarzenie – ostre, wyraźne, zatrzymane w czasie i prawidłowo naświetlone (jeśli oczywiście błysk miał odpowiednią moc). Wszystko przez to, że błysk lampy błyskowej trwa bardzo krótko – w zależności od modelu lampy najczęściej jest to 1/1000 sekundy – a w takim czasie nawet bardzo szybko zmieniająca się scena zostanie naświetlona poprawnie.









Tim Tadder zasłynął jako autor "wodnych peruk"  – serii zdjęć mężczyzn i kobiet, na głowach których rozpryskujące się balony z wodą tworzyły niezwykle efektowne "fryzury". Niezwykła ostrość zdjęć uzyskana została m.in. dzięki odpowiedniemu wykorzystaniu światła błyskowego

Jest to właśnie główny element efektu stroboskopowego, który tak często możemy obserwować podczas rozmaitych imprez koncertowych i dyskotek, kiedy to serie emitowanych przez odpowiednie urządzenie jasnych błysków sprawia, że falujący i podskakujący wokół tłum postrzegamy jako serię nieruchomych sylwetek i obrazów. W taki sam sposób "widzi" też nasz aparat. Innym dużym plusem takiej właśnie techniki wykonywania zdjęcia jest brak zjawiska opóźnienia. Lampa błyskowa jest urządzeniem elektronicznym – impuls elektryczny pojawiający się po naciśnięciu odpowiedniego przycisku powoduje wyzwolenie błysku bez żadnego opóźnienia (a raczej z opóźnieniem tak małym, że w praktyce pomijalnym.


 źródło:
http://www.swiatobrazu.pl/uchwycic-niezauwazalne-fotografia-ultraszybka-praktyczny-poradnik-30152.html 
http://24foto.pl/migawki-z-ultraszybkiej-fotografii/ 

 
 

sobota, 7 czerwca 2014

Makrofotografia



Na fotografa, który zechce pochylić się nad drobnymi detalami swojego otoczenia - np. kwiatami, liśćmi, barwnymi owadami – czeka całkiem nowy, bogaty świat wrażeń. Makrofotografia wymaga jednak czasu i staranności. Nie liczmy na to, że da się to robić szybko. Wiele obiektów jest nieruchomych, mamy więc mnóstwo czasu na dokładne ułożenie wszystkiego i poczekanie na odpowiednie światło lub na samodzielne ustawienie oświetlenia. Jednak fotografując owady i wszystko to, co się przemieszcza, musimy działać szybko.



Gdy chcemy robić zdjęcia makrofotograficzne, mamy trzy możliwości wyboru rozwiązania optycznego: specjalne obiektywy do makrofotografii, pierścienie pośrednie lub mieszki do makrofotografii oraz soczewki powiększające, które przykręca się przed obiektywem, podobnie jak zwykły filtr. Koniecznie też musimy pamiętać o statywie. Nieodzowne też wydaje się korzystanie z lustrzanki, bo choć zwykle aparaty kompaktowe mają opcję „macro”, to przeważnie nie pozwalają na uchwycenie drobniejszych kwiatów, o owadach (i ogólnej jakości zdjęć) nie wspominając. 

 

Jak robić zdjęcia makro?

    Specjalne obiektywy do makrofotografii

Jest to opcja najłatwiejsza i najszybsza w użyciu, lecz przy tym najdroższa. Są to zasadniczo normalne obiektywy, których soczewki można jednak bardzo wysunąć w stronę fotografowanego obiektu; poza tym zwykle dają obraz doskonałej jakości, a przy tym jaśniejszy niż w przypadku pozostałych opcji.



Na czym to polega? Aby fotografowany obiekt mógł zostać odwzorowany dokładnie  w skali 1:1 (a więc rzeczywisty rozmiar tego obiektu i jego obrazu na matrycy aparatu fotograficznego lub klatce filmu będą takie same), to jego odległość od środka układu optycznego obiektywu musi się równać dwukrotności ogniskowej obiektywu. Kiedy przykładowo fotografujemy obiektywem o ogniskowej 55mm, przedmiot powinien znajdować się w odległości 110mm od centrum optycznego obiektywu, a jeśli jest to obiektyw o ogniskowej 105mm, to przedmiot powinien być od niego odsunięty o 210mm, itd. Nie liczy się tu wielkość matrycy aparatu cyfrowego lub rozmiar klatki filmu. Jest to zasada ogólna - odnosi się do wszystkich obiektywów i wszystkich aparatów.

Używając obiektywów dedykowanych specjalnie do wykonywania zdjęć makro można w pełni korzystać z pełnego zakresu automatyki pomiaru światła i ostrości. Najpopularniejsze obiektywy makro mają ogniskowe, które zawierają się w przedziale od 50 do 105mm. Także niektóre zoomy umożliwiają ustawianie ostrości dla detalu makrofotograficznego - choć zazwyczaj nie będzie to już wtedy skala odwzorowania 1:1. Osoby korzystające z obiektywów stałoogniskowych mogą na przykład używać obiektywu makro o ogniskowej 50mm również jako obiektywu standardowego (naturalnie odnosi się to tylko do posiadaczy cyfrowych lustrzanek z matrycą o wielkości odpowiadającej klatce filmu małoobrazkowego – 24x36 mm). Dla użytkowników pozostałych lustrzanek cyfrowych z mniejszymi matrycami, ta ogniskowa będzie już nieco zbyt długa jak na standard. 


 
Jeśli zamierzamy robić dużo makrofotografii i będzie to dla nas waży motyw zdjęć, zdecydowanie warto zainwestować w obiektyw makro. Ceny bardzo dobrych jakościowo obiektywów do zdjęć makro (np. Tamron SP AF 90 mm F/2.8 Di, Sigma AF 50mm f/2.8 EX macro DG, Tokina AF 100mm f/2.8 AT-X Pro D macro) wahają się w okolicach 1500zł. Nie można też stwierdzić, aby były gorsze od często dużo droższych obiektywów makro 1:1 firm takich, jak Canon, Nikon czy Olympus. Natomiast fotografowie chcący zainwestować w obiektyw makro o dłuższej ogniskowej (np. 180 lub 300 mm), pozwalający na robienie zdjęć w skali 1:1 ze sporej odległości od fotografowanego motywu, będą musieli wydać kilka tysięcy złotych. Warto poszukać używanego obiektywu przez Internet, będzie sporo tańszy i zapewne w bardzo dobrym stanie.

 

 Mieszki i pierścienie pośrednie

Obydwa te rodzaje akcesoriów działają w jednakowy sposób: oddalając obiektyw od płaszczyzny matrycy aparatu, pozwalają zwiększyć skalę odwzorowania. Trochę niewygodne rozwiązanie, lecz tanie, a używając dobrego obiektywu stałoogniskowego uzyskamy obraz wysokiej jakości. Mieszki i pierścienie powodują jednak straty światła (im większa odległość między obiektywem a aparatem, tym strata światła będzie większa). Jednak wraz z tymi stratami światła głębia ostrości niestety pozostaje taka sama.





Także i sam pomiar światła staje się utrudniony – nie możemy korzystać z pełnej automatyki pomiaru - najlepiej pracować z aparatem w trybie manual i przysłonę ustawiać na obiektywie ręcznie zgodnie ze wskazaniami światłomierza. Podobnie ostrość będziemy ustawiać manualnie, co w przypadku makrofotografii ma akurat sporo zalet. Tylko nieliczne, dedykowane dla poszczególnych obiektywów rozwiązania tego typu pozwalają na zachowanie automatyki pomiaru światła i ostrości. Zazwyczaj w tym miejscu spotykamy się ze sprzętem o bardzo prostej konstrukcji - są to nieskomplikowane mechanizmy wysuwające obiektyw przed aparat i nie przepuszczające światła.
Należy także wziąć pod uwagę, że im dłuższa ogniskowa obiektywu, tym więcej należy założyć pierścieni pośrednich lub dalej wysunąć mieszek, aby zachować tę samą skalę odwzorowania, co przy obiektywie krótszym.

 

 Głębia ostrości

Niezależnie od stosowanego przez nas rozwiązania optycznego, kiedy robimy zdjęcia makro należy brać pod uwagę, że im bliżej fotografowanego przedmiotu znajduje się obiektyw, tym mniejszą uzyskamy głębię ostrości. W miarę możliwości ustawmy fotografowany przedmiot tak, aby cały albo w większości mieścił się w płaszczyźnie ostrości. Chcąc mieć w kadrze jak najwięcej ostrości musimy stosować jak najmniejszy otwór względny przysłony (czyli raczej f/11-f/16 zamiast f/2.8 czy f/3.5). Warto przy tym pamiętać, że zwykle obiektywy „rysują” najlepiej przy przysłonie w okolicach f/8. Wartości przysłony wyższe od f/16 (a obiektywy makro mają często nawet przysłonę f/32) powodują zauważalne pogorszenie jakości obrazu.


Jednak nie zawsze duża głębia ostrości w makrofotografii jest fotografowi potrzebna. Bardzo często chcemy mieć ostry tylko jeden fragment obrazu (np. pojedynczy kwiat lub jego fragment), a pozostałą część kadru wolimy pozostawić jako rozmyte tło. Wtedy naturalnie nie przysłaniamy mocno obiektywu, lecz staramy się tak manewrować aparatem, aby wybrany obiekt znalazł się w wąskiej płaszczyźnie ostrości, a pozostałe elementy tła jak najdalej od niej. Najlepiej starać się ustawić aparat tak, aby interesujący nas element znajdował się równolegle do matrycy aparatu fotograficznego. Początkowo wydaje się to dość trudne, jednak szybko przestaje.
Poszukując najlepszego kadru najlepiej początkowo trzymać aparat w ręku i dopiero, gdy znajdziemy najlepszą pozycję aparatu wobec fotografowanego przedmiotu, staramy się dokładnie w tym samym miejscu ustawić aparat na statywie.
  

Statyw

Najprawdopodobniej tylko fotografujący „robale” nie zgodzą się ze stwierdzeniem, że bez dobrego statywu trudno w ogóle mówić o uprawianiu makrofotografii. Poszukiwania dostatecznie dużej głębi ostrości wiążą się z koniecznością mocnego przysłaniania obiektywu, a to z kolei często uniemożliwia fotografowanie z ręki z powodu niedostatecznej ilości światła. W przypadku makrofotografii czas naświetlania jest przeważnie znacznie dłuższy od innych rodzajów zdjęć. Dodatkowo w tej dziedzinie fotografii najmniejsze przesunięcie aparatu lub samego fotografowanego obiektu powoduje nie tylko zmianę kadru, lecz przede wszystkim gwałtowną utratę ostrości.
Statyw powinien być dostatecznie ciężki, tak aby zamocowanym na nim aparatem nie poruszył podmuch wiatru (bo to może spowodować zmianę kadru; oczywiście staramy się uruchamiać spust migawki, gdy wiatr nie wieje). Waga statywu jest też ważna, ponieważ fotografując w terenie często stawiamy statyw na miękkim podłożu, które może nie zapewnić dostatecznej stabilności. Jeśli jednak statyw będzie dostatecznie ciężki, a jeszcze dodatkowo mocno go dociśniemy podczas stawiania na podłożu, to powinno wystarczyć.





Statyw też powinien umożliwiać zarówno stabilne umocowanie aparatu tuż nad ziemią, jak i na wysokości oczu fotografującego stojącego w pozycji wyprostowanej.
Głowica statywu powinna umożliwiać poruszanie aparatem we wszystkich kierunkach przy zapewnieniu stabilności. Jej parametry powinny odpowiadać całkowitej wadze aparatu wraz ze wszystkimi zamontowanymi na nim akcesorami do wykonywania zdjęć makro. Ze względu na częstą konieczność utrzymywania kadru bez najmniejszych poruszeń, w makrofotografii odradza się stosowania monopodów.

Nie musimy się martwić, jeśli nie możemy sobie pozwolić na najwyższej jakości, drogi statyw. Jak w każdym innym rodzaju fotografii najważniejsze są umiejętności i wyczucie fotografa, a w dalszej kolejności matryca aparatu i obiektyw.

Samowyzwalacz, wężyk spustowy

Stosując długi czas naświetlania nie możemy dotykać spustu migawki aparatu ręcznie, ponieważ nawet jeśli mamy masywny statyw, to i tak przeniesiemy drgania na aparat. Dlatego należy stosować samowyzwalacz - najlepiej zdalny, gdyż pozwoli nam na zrobienie zdjęcia w dokładnie wybranym momencie (czynnik wiatru jest w tym miejscu niebagatelny). Jeśli nie mamy zdalnego samowyzwalacza, najlepiej ustawić ten wbudowany, przy tym na co najmniej 2 sekundy, gdyż jeszcze chwilę po dotknięciu przez nas aparatu zamocowanego na statywie pozostaną w nim drgania. Ustawiając zbyt długi czas samowyzwalacza w plenerze, ryzykujemy, że w międzyczasie zerwie się wiatr, co zepsuje nam ujęcie.



W starszych modelach aparatów przewidziano gwint na wężyk spustowy, poprzez który możemy wyzwolić migawkę w ściśle wybranym przez nas momencie. Trzeba jednak mieć na uwadze, iż poprzez wężyk spustowy (zwłaszcza jeśli jest krótki) możemy przenieść drgania na aparat, dlatego też tuż przed samym wyzwoleniem migawki starajmy się trzymać wężyk nieruchomo.

Wskazówki dla średnio zaawansowanych

Do zdjęć makro zwykle najlepsze jest miękkie, rozproszone światło, zwłaszcza w przypadku obiektów o mało jaskrawych kolorach. Najłatwiej o takie światło wcześnie rano lub tuż przed zachodem słońca. Wcześnie rano mamy szansę zastać na fotografowanych obiektach rosę lub szron, które często traktowane są jako elementy wzbogacające walory estetyczne zdjęcia. W polowych warunkach trudno nam będzie symulować szron, lecz w przypadku rosy jest to bardzo łatwe – wystarczy zabierać ze sobą napełniony wodą skraplacz (np. po płynie do mycia okien). Jednak nie przesadzajmy z tym efektem...

Uważajmy na kontrasty. Oświetlona bezpośrednio padającymi promieniami słonecznymi część obiektu będzie nawet o kilka stopni przesłony jaśniejsza od tej pozostającej w cieniu. Ani dawniej film fotograficzny, ani matryca współczesnego aparatu cyfrowego nam tego nie wybaczą i zdjęcie będzie zbyt kontrastowe, z brakiem jakichkolwiek szczegółów w światłach i cieniach włącznie. Łatwo jednak można to złagodzić i nawet wykorzystać bardzo intensywne południowe słońce. Z jednej strony możemy wykorzystać blendę (odbłyśnik), który będzie odbijał światło słoneczne i trzymany pod odpowienim kątem rozjaśni cienie. Z drugiej strony zbyt ostre promienie słoneczne możemy rozproszyć trzymając nad fotografowanym przedmiotem dyfuzor, np. grubą, matową folię. Bardzo dobrze się do tego nadaje foliowa płachta A4 do przechowywania slajdów, mająca jedną stronę matową. 
 
Najlepiej korzystać z obydwu rozwiązań jednocześnie – będziemy mieli wtedy obiekt bardzo równomiernie oświetlony. Jeśli mamy aparat ustawiony na statywie, to nie potrzebujemy dodatkowego umocowania dla blendy lub materiału rozpraszającego bezpośrednio padające promienie słoneczne. Przy odrobinie wprawy będziemy je trzymać w obydwu rękach, a i tak uda nam się wyzwolić spust migawki (samowyzwalacz). Unikajmy fotografowania motywów znajdujących się w całości w cieniu; nawet używając odbłyśników zdjęcia wyjdą „bez życia”.
Regulacja ostrości pierścieniem na obiektywie wpływa na skalę odwzorowania fotografowanego obiektu, musimy więc uważać, by nie popsuć pieczołowicie ustawionej kompozycji. Ustawiając ostrość często wygodniej jest nieznacznie przesuwać cały aparat wobec obiektu.
Istotnym przeciwnikiem fotografii makro w plenerze jast wiatr. Najdrobniejszy podmuch w trakcie wykonywania zdjęcia rośliny może je doszczętnie zepsuć. Nawet jednak w całkiem wietrzny dzień zdarzają się momenty, w których wiatr na chwilę ustaje, a rozdygotany liść czy łodyga na chwilę nieruchomieją – mając wszystko już ustawione należy poczekać właśnie na ten moment i wyzwolić migawkę. Zwykle wiatr jest najsłabszy rano oraz wieczorem, wtedy też najczęściej mamy najlepsze warunki oświetleniowe (ciepłe, delikatne światło słoneczne padające spod dużego kąta). Generalnie jednak ustalając dzień sesji makrofotograficznej w plenerze, należy sprawdzić dzień wcześniej prognozę pogody i jeśli będzie ona wskazywać na silny i umiarkowany wiatr, najlepiej plany te zmienić.



Jeśli fotografujemy rośliny, dbajmy o to, aby nie było na nich przebarwień, brudu, zarysowań, etc., chyba, że mają stanowić zamierzony efekt. Powinniśmy bardzo dokładnie wybierać rośliny z ich otoczenia – pozornie jeden kwiatek od sąsiedniego niczym się nie różni, lecz gdy przyjrzymy się bliżej, to na jednym z nich możemy znaleźć szpecące skazy. Na samym zdjęciu, zwłaszcza przy dużym powiększeniu na ekranie lub odbitce, z pewnością ich nie przeoczymy. Pył czy ziemię łatwo z fotografowanego okazu zdmuchnąć, wystarczy użyć gumowej gruszki.
Im nasz obiektyw makro ma dłuższą ogniskową, tym łatwiej ustawiać kadr tak, by tło było estetyczne. Łatwiej nam uniknąć pozostawienia w tle kadru elementu odbiegającego kształtem lub kolorystyką od całości, albo takiego, który jest relatywnie zbyt ciemny lub jasny i powodowałby zbyt duże kontrasty. Przede wszystkim obiektywy o długich ogniskowych charakteryzują się wąską głębią ostrości, co oznacza, że wszystko to, co znajduje się choćby tuż poza płaszczyzną ostrości obiektywu, bardzo szybko staje się rozmyte do utraty jakichkolwiek rozpraszających uwagę szczegółów. Często właśnie wśród makrofotografów wybieranym rodzajem tła jest bardzo rozmyta plama nieostrości, na której wyraźnie widać główny obiekt. Dużo łatwiej o taki efekt, gdy posiadamy obiektyw makro o ogniskowej w okolicach 100mm lub dłuższej, zamiast standardu z pierścieniami pośrednimi.




źródło:
http://www.makrofotografia.com.pl/ 
http://www.szerokikadr.pl/poradnik/makrofotografia 
http://www.dwpwn.pl/porady-ekspertow-makrofotografia-przyrodnicza

piątek, 30 maja 2014

Fotografia architektury

Nieważne czy fotografujecie cały budynek, czy najbardziej interesującą jego część, warto robić zdjęcia, które nie tyle pokazują czystą formę, ale podkreślają jej charakter. Fotografia architektury to nie tylko zwykłe obrazki murów, kamienic albo biurowców. Wyszukanie odpowiedniej perspektywy i wykorzystanie sąsiednich budynków na pewno pomoże w zbudowaniu ciekawego kadru. Również uchwycenie charakterystycznego otoczenia doda zdjęciu życia i osadzi budynek w określonym kontekście.



Jeżeli chodzi o samą technikę i sposób fotografowania, macie wolną rękę, możecie fotografować za dnia i nocą, w kolorze i w skali szarości. Wszystko zależy od Waszej wizji i umiejętności, które wciąż możecie rozwijać. Próbujcie robić zdjęcia, które wyróżnią się na tle innych.


Punkt widzenia to najważniejszy element

Większość budynków fotografujemy z poziomu chodnika, kierując obiektyw ku górze. Spróbujcie wjechać windą na wyższe piętro budynku naprzeciwko i zobaczcie, jak z tego miejsca prezentuje się budowla. 
 
Przyjrzyjcie się detalom budynku, nie musicie się skupiać na całej bryle.
Odbicia w wodzie, szczególnie te nocne, wyglądają na zdjęciach bardzo efektownie.
Szukajcie powtarzających się wzorów i elementów, takich jak latarnie, cień, czy sama forma.
Fotografia Jeremego Walkera (niżej) pokazuje zderzenie formy nowoczesnej z klasyczną.
Miejcie oko na niebo za budynkiem i pamiętajcie, by go nie przepalić. 


W odróżnieniu od innych obiektów, te z pewnością się nie poruszą, cierpliwie czekając aż uda Wam się wszystko ustawić tak, jak chcecie. Zwiększa to jednak ryzyko powtarzalności ujęć i trzeba się natrudzić, by wymyślić coś oryginalnego.

Dokładne poznanie obiektu 

Spróbujcie przespacerować się wokół niego, zerkajcie przy tym w wizjer i patrzcie, jak układa się kadr, czy nie pojawia się w nim coś ciekawego. Testujcie różne ogniskowe i kąty widzenia. Możecie też spróbować fotografować ten sam obiekt o rozmaitych porach dnia i przy odmiennej pogodzie. 
 

Fotografowanie nocą może dodać scenie dramatyzmu, szczególnie jeżeli budynki są oświetlone. Zamontujcie aparat na statywie i uważajcie na przepalenia.

Najlepsze ustawienia aparatu
Tu sprawa jest teoretycznie prosta – ustawiamy wszystko tak, żeby wycisnąć z aparatu i obiektywu naprawdę najlepszą możliwą jakość. Oczywiście pod warunkiem, że nie zależy nam na tym, by oprócz architektury uwiecznić w kadrze jakiś dynamicznie przemieszczający się motyw.

Ustawiamy aparat na statywie, włączamy tryb samowyzwalacza (lub podłączamy wężyk) oraz – w lustrzankach – opcję wcześniejszego podniesienia lustra. Wybieramy najniższą lub prawie najniższą czułość ISO. Przymykamy przysłonę obiektywu – ale tylko na tyle mocno, by fotografowany obiekt znalazł się cały w zakresie głębi ostrości. Pod tym względem zdecydowanie nie warto przesadzać, pamiętając o negatywnym działaniu zjawiska dyfrakcji. Z reguły optymalne będą ustawienia w zakresie od f/5,6 do f/11, ale oczywiście w zależności od naszej koncepcji możemy jeszcze mocniej przymknąć lub też całkowicie otworzyć przysłonę.

Jeśli to możliwe, warto włączyć wyświetlanie na ekranie aparatu dodatkowej siatki ułatwiającej prawidłowe odwzorowanie pionowych i poziomych linii w kadrze. Przydatna jest również funkcja elektronicznej poziomicy, jedno- lub dwuosiowej.

Podstawowy błąd, czyli „walące się ściany”

Teoretycznie zasada jest prosta. Jeśli chcemy, żeby ściany fotografowanego budynku biegły w górę idealnie równolegle, powinniśmy ustawić aparat z obiektywem wycelowanym prostopadle do budynku, najlepiej dokładnie w połowie jego wysokości. W praktyce często jest to trudne lub wręcz niemożliwe, ale warto przynajmniej uczynić jak najwięcej, by do tego ideału się zbliżyć. Pewien fotograf zajmujący się zawodowo ilustrowaniem albumów o polskich dworach szlacheckich wozi ze sobą drabinę, z której wykonuje wiele zdjęć. Pomaga też oczywiście możliwość przesunięcia osi optycznej w obiektywie typu shift – o ile takowy posiadamy – ale i w tym przypadku nie możemy oczekiwać cudów.

W sytuacji, w której ściany fotografowanego budynku zbiegają się ku sobie (tzw. efekt walących się ścian), można ratować się aż na cztery sposoby:
a. Oddalamy się od budynku, równocześnie wydłużając ogniskową obiektywu. Dzięki temu pozycja obiektywu względem fotografowanego motywu bardziej zbliża się do kąta prostego. To rozwiązanie niesie jednak ze sobą nie zawsze pożądaną konsekwencję – zmieniamy również perspektywę na spokojniejszą, mniej dynamiczną.

b. Jeśli dysponujemy naprawdę szerokokątnym obiektywem, możemy też spróbować objąć cały budynek z aparatem trzymanym dokładnie prostopadle do niego, nastawiając się na późniejsze obcięcie dołu kadru na etapie obróbki. To najprostszy i najskuteczniejszy sposób.
c. Fotografujemy „jak leci”, a zdjęcie prostujemy dopiero w programie graficznym. Pamiętajmy jednak, że wiąże się to z utratą jakości obrazu – tym większą, im bardziej musimy wyprostować „walące się ściany”.
 
d. Akceptujemy problem „walących się ścian”, a nawet go podkreślamy, zbliżając się jeszcze do fotografowanego budynku. Czasami – na przykład przy fotografowaniu drapaczy chmur – to jedyne rozwiązanie, które jest skuteczne. Wzmacnia się wtedy efekt żabiej perspektywy, który dobrze oddaje również pewien ładunek emocjonalny typu „ja taki malutki, a ta wieża taka wielgaśna”. Często bywa też tak, że tego typu ujęcia są nawet ciekawsze od podręcznikowych, zachowujących dokładny kształt i proporcje budynku.


Dodatkowe techniki

Jeśli chcemy, aby nasze zdjęcia architektury wyglądały trochę bardziej nieprzeciętnie, warto pokombinować z dodatkowymi technikami. Nie chodzi mi o żadne niezwykłe tajne receptury – samo skorzystanie z filtra szarego i polaryzacyjnego da zwykle efekty, które w przeciętnym widzu wywołają bardzo wyraźny efekt „łał!”.

Zdjęcia wnętrz, w których znajdują się okna lub witraże, nadal stanowią zbyt duże wyzwanie dla matryc światłoczułych aparatów. W takim przypadku najlepiej posłużyć się techniką HDR: wykonać kilka różnie naświetlonych ujęć tego samego kadru, a następnie połączyć je w komputerze w jeden obraz.
Zamiast stosować filtr połówkowy, możemy też użyć techniki HDR, czyli zarejestrować ten sam kadr przy różnych poziomach naświetlenia, a następnie połączyć składowe obrazy w jeden o podwyższonej rozpiętości tonalnej. Warto użyć tej możliwości, wykonując zdjęcia architektoniczne na zewnątrz, jednak najczęściej stosuje się ją podczas fotografowania we wnętrzach. Oczywiście i tu zdarzają się wyjątki, ale z reguły jedynym w pełni skutecznym sposobem na dobrze naświetlone okna (albo witraże), a równocześnie jasne, wyraźne wnętrze, jest właśnie technika HDR.



Architektura i pejzaże miejskie to krajobrazy współczesności. W przeciwieństwie do tych tradycyjnych często stanowią jeden wielki miszmasz - kumulację nieustannie zmieniających się śladów wieloletniej działalności człowieka. Każda konstrukcja potraktowana oddzielnie ma jednak do opowiedzenia własną wyjątkową historię. Budowle mówią bardzo wiele - o wieku, w którym powstały, o charakterze ludzi, którzy je wznieśli, oraz o marzeniach i aspiracjach społeczeństwa lub narodu. Mogą mieć klasyczne i proste lub niezwykłe i płynne linie. Są inspiracją niezależnie od swojego wieku.



źródło:
http://digitalcamerapolska.pl/inspiracje/325-jak-robic-ciekawe-zdjecia-budynkow-fotografia-architektury
http://www.szerokikadr.pl/poradnik/architektura-w-dobrym-swietle

sobota, 3 maja 2014

Fotografia przyrody

Jaki aparat?


Aparat fotograficzny z obiektywem (najlepiej lustrzanka jednoobiektywowa). Po drugie: lampa błyskowa (a najlepiej dwie!), która to uniezależnia nas od słabych z reguły warunków świetlnych, podczas fotografowania spotkanych zwierząt i roślin. Po trzecie: korzystnie jest posiadać statyw fotograficzny, który pozwala unieruchomić nasz aparat fotograficzny i stosować długie czasy naświetlania( zmniejszając w ten sposób zagrożenie uzyskania poruszonego zdjęcia). Po czwarte: cały ten dobytek, powinniśmy nosić ze sobą w teren, więc wymaga on odpowiedniej torby, zabezpieczającej sprzęt przed urazami mechanicznymi, piaskiem, kurzem i wilgocią. W późniejszych częściach omówię stosowanie odmiany statywu (jakim jest monopod) i używanie osprzętu pomocniczego (samodzielnie zrobionego), który pomoże rozszerzyć nasze możliwości fotograficzne bez większych nakładów finansowych. Aparat fotograficzny zależy od stanu posiadania fotografującego.

W lustrzance jednoobiektywowej, przykładając szkło powiększające do „czoła” obiektywu- widzimy efekt tego działania, czyli „powiększenie”przedmiotu, który oglądamy. Pozwala to na fotografowanie małych obiektów, owadów i większości płazów i gadów. Dostęp do dobrej jakości szkieł powiększających jest bardzo łatwy: stare, tanie, rosyjskie obiektywy. Po rozmontowaniu, dają świetnie skorygowane (z powłokami przeciwodblaskowymi) soczewki, lub układy soczewek. Po zamontowaniu ich w oprawce ze starego filtra fotograficznego, bez żadnych dodatkowych przyrządów mamy wstęp do zaczarowanego świata makrofotografii...

Ostry obraz fotografowanego obiektu „makro” powstaje w tym większej odległości od czoła obiektywu – im dłuższa jest jego ogniskowa w milimetrach. Nazywa się to odległością roboczą fotografowania. Podam przykład: przy nastawieniu obiektywu o ogniskowej 60mm na nieskończoność, z założoną przed nim soczewką skupiającą + 2,0 dioptrie, minimalna odległość robocza fotografowania wynosi około 9 cm. Zaś dla obiektywu 200 mm (czyli krótkiego teleobiektywu), po przyłożeniu do „czoła” tej samej soczewki, ostry obraz fotografowanego przedmiotu w powiększeniu, powstaje już w odległości 21 cm! Jest to korzystniejsza sytuacja dla fotografującego, bo ma więcej miejsca na dodatkowe oświetlenie motywu, przy pomocy lampy błyskowej. Nie bez znaczenia jest też fakt, że większa odległość naszego sprzętu fotograficznego od żywych zwierząt, nie powoduje ucieczki na przykład żab, jaszczurek czy węży.


Przy odrobinie wprawy, trzymając szkło powiększające w ręce, i tylko na chwilę przykładając je do przedniej części obiektywu- mamy możliwość błyskawicznej zmiany odległości fotografowania (i skali odwzorowania obiektu), bez zmiany ustawienia parametrów na aparacie. Ostrość ,nastawiamy wtedy przybliżeniem, lub oddaleniem się od obiektu. Podam przykład: Stosując obiektyw 300mm, najmniejsza odległość fotografowania – bez dodatkowego osprzętu- to półtora metra. Przykładając na chwilę soczewkę przed obiektyw- mogę zrobić na przykład zbliżenie głowy węża – a chwilę potem (po odsunięciu soczewki) – całą jego postać. Taki system pracy stosuję na żmijowiskach, przy fotografowaniu zaskrońców i gniewosza plamistego (czyli małych, szybkich, płochliwych modeli). Jeżeli chcemy zrobić prawidłowo naświetlone zdjęcia makro obiektywem standardowym (czyli będziemy mieli małą odległość roboczą fotografowania) – aby uzyskać prawidłowe oświetlenie – na „czoło" obiektywu powinniśmy założyć pierścieniową lampę błyskową, która nawet z odległości 2 –3 cm daje bezcieniowe oświetlenie fotografowanego obiektu. Niektórzy jednak, oglądając gotowe zdjęcia „kręcą nosem”, że obraz jest „płaski” i sztuczny. Wobec tego, korzystnie jest wtedy dołożyć jeszcze światło modelujące, z pojedynczych lamp błyskowych, zamontowanych po bokach i nieco z góry. Wygodnym rozwiązaniem do wykonywania zdjęć makrofotograficznych, jest zamontowanie (przy pomocy specjalnego pierścienia) do aparatu ,obiektywu fotograficznego „tyłem do przodu”. Uzyskujemy wtedy efekt „powiększenia” fabrycznie skorygowanym układem optycznym posiadanego obiektywu. Można też między aparat a obiektyw zamontować pierścienie pośrednie lub mieszek, odsuwając w ten sposób obiektyw od aparatu. Również pozwala to na wykonywanie zdjęć, nawet w skali 1:1czyli obiekt w naturze mający wymiar 1 cm – na kliszy ma również tę samą wielkość. A to już makrofotografia w pełnym tego słowa znaczeniu!


Ostrość

  • zawsze używajmy statywu; jeśli nie ma takiej możliwości opierajmy aparat z obiektywem o co się da – o ziemie, o drzewo, o krawędź okna w samochodzie itp.,
  • używajmy samowyzwalacza, zdalnego wyzwalacza lub wężyka spustowego,
  • uważajmy na drgania aparatu, nawet zamocowanego na statywie: najbardziej wrażliwe czasy to: 1/8-1/15 – unikajmy ich, zwłaszcza jeśli używamy obiektywów z długą ogniskową (powyżej 200 mm),
  • umiejętnie stosujmy odpowiednią głębię ostrości; izolujmy obiekty z tła; pomoże nam w tym płytka głębia ostrości i dłuższa niż zwykle ogniskowa obiektywu,
  • auto focus – przydatny przy fotografii zwierząt, zwłaszcza zwierząt w ruchu.


Światło

  • najlepsze światło jest rano i wieczorem, unikajmy fotografowania w południowym, ostrym słońcu, zwłaszcza w lecie,
  • kierunek światła: najlepiej gdy światło jest płaskie i oświetla nasz obiekt z boku,
  • warto eksperymentować z fotografowaniem pod słońce i ze słońcem w kadrze,
  • pogoda "dramatyczna", wykorzystujmy momenty przed nadciągającą burzą, po burzy albo podczas krótkich przebłysków słońca; czyste niebieskie (albo szare) niebo nie daje szans na ciekawe zdjęcia pejzażowe,
  • uważajmy na kontrasty: nie fotografujmy kontrastowych obiektów w ostrym (np. południowym) słońcu; wnętrze lasu i makro (np. rośliny, grzyby) najlepiej fotografować w dni pochmurne; szczególnie trzeba uważać z roślinami i zwierzętami w kolorze białym i zbliżonym; oświetlenie takich obiektów musi być delikatne – najlepsze jest światło rozproszone w pochmurny, ale jasny dzień.


Kompozycja

  • trzymając aparat w rękach (nie na statywie) szukamy najlepszego punktu, z którego wykonamy zdjęcie i dobieramy odpowiedni obiektyw; wtedy dopiero stawiamy statyw i mocujemy aparat,
  • gdzie umieścić główny obiekt w kadrze?: generalna zasada – nigdy w środku, stosujmy tzw. regułę mocnych punktów i w nich umieszczajmy fotografowane obiekty, przed wykonaniem zdjęcia sprawdźmy, czy w kadrze nie ma elementów niepotrzebnych (przyda się podgląd głębi ostrości!): wchodzącej z boku gałązki, traw przesłaniająch główny obiekt itp.,
  • zwracajmy uwagę na tło, na jakim fotografujemy główny obiekt; nie powinno być zbyt wyraźne i nie powinno odciągać uwagi; pamiętajmy też, że na zdjęciu będzie widać nieco więcej pola, niż widzimy w wizjerze,
  • nie fotografujmy małych przedmiotów z góry; w przypadku zwierząt – najlepiej fotografować je z poziomu na jakim mają oczy;
  • nie kadrujmy zbyt ciasno, a zwłaszcza tak, aby obiekt brzegami dotykał krawędzi kadru; zostawmy nieco miejsca wokół,
  • uważajmy, aby horyzont się nie przechodził przez środek klatki i żeby się nie pochylał na którąś stronę,
  • nie fotografujmy pierwszego napotkanego okazu – poszukajmy lepszego – na pewno taki się znajdzie w okolicy.


źródło:
http://www.swiatobrazu.pl/fotografia-przyrody-poradnik-czesc-v-jak-powstaja-zdjecia-20886.html
http://www.dura.netstrefa.pl/zapraszam.htm 
http://www.kosinscy.pl/jakfotografowac.html 

niedziela, 13 kwietnia 2014

Fotografia motoryzacyjna

Zanim staniesz przed samochodem

Przed pierwszą próbą zrobienia dobrego zdjęcia autu warto poznać podstawy fotografii. W końcu nikt jeszcze nie nauczył się jeździć na łyżwach, zanim nie opanował do perfekcji chodzenia. Dlatego nim w obiektywie pierwszy raz pojawi się samochód, warto spróbować nauczyć się fotografować to, co znajduje się za nim. Właśnie na tym, co nas otacza, najłatwiej ćwiczyć. Bez względu na to, czy będzie to wiejski pejzaż czy ulice, które codziennie przemierzamy. W ten sposób można nauczyć się podstaw kadrowania i dobierania parametrów w zależności od panujących warunków oraz efektów, które chcemy osiągnąć.
Na początek wystarczy prosty aparat kompaktowy, ale z czasem konieczne będzie wejście o stopień wyżej, by uzyskać pełną kontrolę nad procesem powstawania zdjęcia. Przez pewien czas potrzeby amatora powinien zaspokajać kompakt, który pozwala na ręczną regulację przysłony, czasu naświetlania i ostrości. Później przyda się bezlusterkowiec lub lustrzanka – czyli aparaty, które umożliwiają zmianę obiektywu oraz wykonywanie zdjęć w formacie RAW.




Na razie jednak trzeba wziąć aparat do ręki i zacząć robić zdjęcia. To właśnie ćwiczenia i skrupulatne przeglądanie ich efektów na komputerze są najlepszą nauką, której nie zapewni żadna, nawet najgrubsza i najlepiej ilustrowana książka.

Należy zacząć od poznania zasady trójpodziału. Jest to reguła, o której warto pamiętać podczas kadrowania. Pozwala ona na skomponowanie zdjęcia w odpowiednio wyważonych proporcjach. Są one wyznaczane przez cztery linie poprowadzone przez kadr: dwie pionowe i dwie poziome. Dzielą one kadr na trzy równe części w każdą stronę, stąd nazwa tej zasady. Jednocześnie przecinające się linie tworzą cztery tzw. mocne punkty.
Linie tworzące tę siatkę wyznaczają miejsca, w których należy umieszczać krawędzie widoczne na zdjęciu. Poziome linie mogą pokrywać się z horyzontem, granicą asfaltu lub trawy. Można też na nich „ustawić” samochód. Pionowe linie wyznaczają miejsca, w których warto umieścić drzewa, krawędzie budynków, pylony mostów. W mocnych punktach natomiast należy lokalizować to, na co chcemy zwrócić uwagę odbiorcy. W przypadku samochodów będą to wszelkiego rodzaju znaczki, światła, felgi itp.
Kompozycja to jednak nie wszystko. Proces powstawania zdjęcia powinien być kontrolowany przez fotografa. Możliwie mało należy pozostawiać automatyce i przypadkowi. Dlatego ważne jest, by dobrze wyczuć efekty zmiany przysłony i czasu naświetlania. Zasady doboru tych parametrów są proste. Dłuższy czas naświetlania pozwala na wykonanie jaśniejszego zdjęcia. Jednak wtedy łatwiej o poruszenie aparatu, warto więc korzystać ze statywu. Dłuższe czasy naświetlania powodują też większe rozmycie ruchomych elementów.


Także przysłona ma wpływ na jasność zdjęcia. Im mniejsza jej wartość, tym większy otwór, przez który wpada światło. Uzyskujemy wtedy jaśniejsze zdjęcie. Jednocześnie im większy otwór, tym płytsza głębia ostrości. Co to oznacza? Głębia ostrości to w uproszczeniu zakres odległości, w jakich obiekty na zdjęciu są ostre. Im jest mniejsza, tym bardziej rozmyte tło.

Przygotowanie

Zanim wykona się pierwsze zdjęcia, należy przygotować siebie i samochód. Jeśli pomija się ten etap, jest duża szansa, że zdjęcia nie wyjdą tak, jak byśmy sobie tego życzyli. Po zabraniu się do fotografowania może się okazać, że czegoś brakuje, że za dużo zostało pozostawione przypadkowi.
Od czego zacząć? Po pierwsze sesję zdjęciową należy traktować jak proces, który będzie trwał, i należy pamiętać o wszystkim, co może przeszkadzać. Dlatego warto wcześniej zaplanować miejsce, w którym ustawiony będzie samochód. Kiedy mamy już bagaż doświadczeń, warto szukać oryginalnych miejsc, do których dostęp otrzymamy dopiero za pozwoleniem zarządcy terenu. Na początek jednak lepiej poeksperymentować w miejscach, do których dostęp jest łatwiejszy. Lepiej unikać zatłoczonych miejsc, w których jest dużo samochodów i ludzi. Dzięki temu nic nie będzie zakłócać pracy.
Warto więc wybrać się na wcześniejsze zwiady. Jeśli jest taka możliwość, przed wyjściem z domu można użyć Google Street View. To potężne narzędzie pozwala przespacerować się po największych miastach Polski. Gdy stworzymy już listę potencjalnych miejsc, dobrze jest wcześniej np. po drodze z pracy lub szkoły wybrać się tam na zwiady. Dzięki temu można przyjrzeć się dokładnie wszystkiemu, co stanowi potencjalne tło do zdjęć.


Wybór zależy od charakteru fotografii, który chcemy uzyskać. Do niektórych aut pasuje miejskie otoczenie, inne najlepiej wyglądają w terenie. Czasem pożądana jest sterylność wypełniona chłodnym szkłem biurowców. Innym razem szczęścia można poszukać przy złomowiskach, przy starych obiektach przemysłowych.
Kolejny krok to sprawdzenie prognozy pogody. Dokładne dane dotyczące opadów i zachmurzenia mogą stanowić wskazówkę przy wyborze miejsca. Jeśli ma padać, lepiej przełożyć fotografowanie samochodu na inny termin lub ewentualnie wybrać alternatywne, zadaszone miejsce. Oczywiście również w deszczu można robić zdjęcia, ale pierwszych kroków lepiej nie stawiać z nieustannie zakrapianym obiektywem.
Następnie, jeśli nie chcemy mieć niespodzianki w trakcie zdjęć, należy przygotować sprzęt. Wszystkie akumulatory, które mogą być potrzebne, powinny być naładowane, karty pamięci muszą zapewniać miejsce na znacznie więcej zdjęć, niż planujemy zrobić. Obiektywy i filtry należy wcześniej oczyścić. Warto też zabrać ze sobą przynajmniej pędzelek i ściereczkę z mikrofibry. Przed wyjściem należy sprawdzić, czy wszystko, co planowaliśmy zabrać, mamy spakowane do toreb i plecaków.
Jeśli planujemy poświęcić więcej czasu na eksperymentowanie z różnymi ustawieniami auta oraz aparatu, trzeba zadbać też o swoją wygodę. Luźne spodnie z dodatkowymi kieszeniami będą naszymi sprzymierzeńcami, tak samo jak reszta stroju nastawiona na komfort, a nie elegancję. Należy pamiętać, że przy samochodzie można się ubrudzić. Dopiero w trakcie zdjęć okazuje się, że czasami trzeba usiąść lub położyć się na ziemi. Dodatkowo fotografie wnętrza często wymagają nie lada akrobacji przy dosyć dziwacznych ustawieniach foteli. Wtedy znacznie lepiej spiszą się luźne ubrania. Wcześniej wspomniane dodatkowe kieszenie nadają się do przechowywania pilotów, zaślepek i innych drobiazgów, które chcemy mieć pod ręką, ale nie zawsze jest na nie miejsce.


Warto też zadbać o swoje bezpieczeństwo. Jeśli planujemy wieczorną sesję zdjęciową przy ruchliwej ulicy, warto założyć na nadgarstek lub kostkę opaskę odblaskową. Dzięki temu będziemy lepiej widoczni dla mijających nas kierowców.
Na koniec pozostaje przygotowanie samochodu. W zależności od tego, jakie auto będzie naszym modelem, może to być dosyć czasochłonny proces. Ideałem są samochody poddane detailingowi. Zdarzało mi się wykonywać zdjęcia dla firm, które się w tym specjalizują – nigdy nie miałem tak dobrze przygotowanych aut. Na amatorskie potrzeby wystarczy jednak bardzo dokładne umycie i osuszenie samochodu. Szczególnie ważne jest uniknięcie zacieków na lakierze. Jeśli auto jest czyste i nie ma śladów po wodzie, to na początek powinno wystarczyć. Problemy pojawią się dopiero podczas fotografowania detali. Wtedy nic się nie ukryje.
W trosce o lakier auta najlepiej korzystać z myjni bezdotykowej. W przeciwnym razie na słońcu widoczne będą delikatne rysy od szczot z automatu. Ze zdjęcia takiego problemu się nie pozbędziemy. A przecież można temu zapobiec.
Najwięcej czasu należy poświęcić na dopieszczenie czarnych i bardzo ciemnych aut. Ich karoserie są niezwykle trudne w fotografowaniu, bo odbijają całe otoczenie znacznie bardziej niż samochody soczyście czerwone, żółte czy niebieskie. Dlatego jeśli macie możliwość wyboru samochodu do swoich pierwszych zdjęć, zdecydujcie się na auto srebrne lub takie, którego kolor jest intensywny i jednoznaczny. Bardzo ciemne zielenie, brązy itp. mogą być nawet tak samo uciążliwe jak czernie, z tą różnicą, że oprócz odbijania całego otoczenia będą dodatkowo tracić swoje kolory – trawa czy błękit nieba zdominują je przy intensywnym oświetleniu. 


Oświetlenie

Dobrze jest dokonywać pierwszych prób fotografowania samochodu przy miękkim świetle, szczególnie jeśli kolor jego nadwozia należy do wyżej wspomnianych, trudnych w ujęciu. Jak uzyskać lub gdzie szukać takiego światła? Najłatwiej jest o nie w pochmurny dzień. Kiedy słońce się skryje, praca początkującego fotografa jest znacznie prostsza.
Można oczywiście używać dodatkowego, sztucznego światła, ale to temat na kilka oddzielnych poradników. Z pewnością nie jest to też tematyka, którą powinno się interesować na samym początku. Pierwsze kroki lepiej stawiać przy świetle naturalnym.
Wracamy do planowania sesji. Dobrze jest unikać fotografowania w słoneczne południe. Jeśli nie ma możliwości ustawienia samochodu do zdjęć w pochmurny dzień, lepiej zmagać się z fotografią samochodową rano lub w godzinach popołudniowych.

 

W kadrze

Nareszcie dotarliśmy na miejsce. Mamy czysty samochód, cały niezbędny sprzęt. Teraz czas na wykonanie pierwszych zdjęć. Samochód można ustawić na kilka podstawowych sposobów. Są to konfiguracje do fotografii ogólnych karoserii. Najczęściej stosuje się ujęcia na przód z bokiem, tył z bokiem, sam front, sam tył oraz sam bok. Ostatnie ustawienie warto stosować przede wszystkim wtedy, gdy samochód ma zgrabną sylwetkę, którą chcemy pokazać. Jednocześnie bez względu na to, z której strony patrzymy, jeśli decydujemy się na skręcenie kół, należy eksponować felgę, a nie oponę. Dlatego np. jeśli ujęcie wykonujemy na przód i lewy bok, koła powinny być skręcone w prawą stronę.
Teraz należy zastanowić się, z jakim samochodem mamy do czynienia, oraz jak chcemy go zaprezentować. Jeśli w obiektywie znajduje się nieduże auto, które ma zostać przedstawione właśnie jako zwinny malec, lepiej jest pokazać je z góry. I odwrotnie – jeśli chcemy podkreślić duże rozmiary samochodu, warto spojrzeć na niego z niższego punktu widzenia. Im aparat znajduje się bliżej ziemi, tym większy wydaje się samochód. Nie wolno się jednak zapędzić. Jeśli w kadrze pojawia się podwozie, oznacza to, że przesadziliśmy. Jest to oczywiście reguła, którą, jak każdą, należy umiejętnie łamać. W końcu jeśli mamy do czynienia z potężną terenówką, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wyeksponować zawieszenie i osłony od spodu. Jednak w większości przypadków nie powinno się schodzić poniżej linii podwozia.
Nie wolno też zapominać, że oprócz samochodu na zdjęciu będzie jeszcze tło. Dlatego lepiej unikać ciasnego kadrowania, które odetnie nas od skrupulatnie dobranego otoczenia. Oczywiście na wszystko jest miejsce w sesji zdjęciowej, i również takie zdjęcia można wykonać, jednak nie powinny one zdominować zestawu fotografii naszej maszyny. Z reguły zostawia się w kadrze wolną przestrzeń przed autem, tzn. tam, gdzie by się znalazło, gdyby ruszyło.

 

Dodatkowo we wcześniej wspomnianych mocnych punktach warto umieszczać światła, felgi i inne charakterystyczne elementy samochodu. Nie wolno też zapominać o zasadzie trójpodziału – jeśli odpowiednio wpasujemy samochód w wirtualnie wyznaczone linie, możemy przypuszczać, że kompozycja będzie dobra. Może w tym pomóc aparat, który wyświetla dodatkowe linie w wizjerze lub na ekranie. Póki sami nie wyczujemy, jak dobrze kadrować, warto podpierać się siatką pomocniczą.
Naszym sprzymierzeńcem może okazać się też odchylany ekran. Są w niego wyposażone niektóre lustrzanki, bezlusterkowce i kompakty. Jak już wcześniej wspominałem, zdarza się, że podczas fotografowania samochodu może nas czekać więcej gimnastyki, niż przypuszczamy. W sytuacjach gdy aparat znajduje się bardzo wysoko, nisko lub w trudno dostępnym miejscu, na nic zdaje się nawet najlepszy wizjer. Sam korzystam z lustrzanki bez odchylanego ekranu i wiem, jak często bywa potrzebny.

Odchylany ekran w Olympusie PEN E-PL5

Pierwsze kroki najlepiej jest stawiać z obiektywem zmiennoogniskowym w ręce. Tak zwane stałki zagwarantują lepszą jakość i lepszą jasność, ale dla nowicjusza dużym ułatwieniem jest możliwość przybliżania i oddalania bez ruszania się z miejsca.
Kiedy już mamy przed sobą auto i w ręce, a najlepiej na statywie, aparat z obiektywem o dużym zakresie ogniskowych, nie bójmy się przybliżać i oddalać i – mimo wszystko – chodzić z aparatem. Do każdego samochodu pasują trochę inne kadry i trochę inne kąty. Dlatego warto eksperymentować i szukać tych ustawień, które najlepiej eksponują auto w pożądany sposób.
Wcześniej wspomniane ustawienia samochodu – przód z bokiem i tył z bokiem – warto wypróbować przy przynajmniej dwóch ustawieniach obiektywu. Dokładniej rzecz biorąc – na maksymalnej lub bliskiej maksymalnej ogniskowej (czyli największym zoomie) oraz przy najniższej wartości ogniskowej. Przy zakresie ogniskowych ok. 50 mm i wyżej trzeba liczyć się z ustawieniem się w znacznej odległości od auta, jeśli chcemy objąć też trochę więcej tła. Przy niskich wartościach ogniskowych, w zależności od używanego obiektywu, może dojść nawet do zniekształceń karoserii. Trzeba na to uważać. W końcu nie chcemy, żeby praca stylistów poszła na marne.


Przy ujęciach frontu oraz tyłu należy podjąć istotną decyzję: symetria czy nie? Jeśli decydujemy się na zdjęcie symetryczne, trzeba poświęcić dużo czasu na bardzo dokładne ustawienie auta oraz samego aparatu. Warto zwracać uwagę na takie punkty odniesienia jak lusterka – jeśli obydwa odstają od nadwozia na zdjęciu na mniej więcej tę samą odległość, możemy uznać, że spisaliśmy się dosyć dobrze. To jednak nie koniec. Pozostaje jeszcze ustawienie auta względem tła. Nie polecam męczyć się już od początku ustawianiem symetrycznym auta względem symetrycznego tła. Jest to bardzo czasochłonne i trudno, szczególnie w pojedynkę, uzyskać pożądany efekt.

Magia polaryzacji 

Do fotografii motoryzacyjnej przydają się różne filtry – od szarych, przez połówkowe, do polaryzacyjnych. Od początku dobrze jest mieć w swojej torbie fotograficznej szczególnie ten ostatni. Dzięki temu, że obraca się on na nagwintowanej tulei nakręcanej na obiektyw, polaryzuje światło padające pod różnymi kątami na samochód oraz na całe otoczenie. Innymi słowy, pozwala na pozbycie się części odbić z auta i wydobycie bardziej soczystych kolorów. Skutki polaryzacji widoczne są też na błękicie nieba – jest ono ciemniejsze w pewnym obszarze, przy czym niedobrze, jeśli jest to jeden, wyróżniający się na zdjęciu region. Dużo bardziej pożądany jest efekt przyciemnienia całego nieba, ale trudno go uzyskać np. przy stosowaniu krótkiej ogniskowej.

Nas dużo bardziej niż polaryzacja nieba interesuje to, co tego typu filtr jest w stanie zrobić z odbiciami na nadwoziu samochodu. Poniżej przedstawiony jest ten sam kadr, w trzech wersjach. Jak widać, filtr polaryzacyjny oprócz redukcji odbić zmniejsza też ilość światła wpadającego do obiektywu. Dlatego przy jego stosowaniu należy liczyć się z wydłużeniem czasów naświetlania lub szerszym otwarciem przysłony.


Od góry: brak filtra polaryzacyjnego, spolaryzowana maska i przednia szyba, spolaryzowany bok
Teraz pozostaje ostatni problem do rozwiązania: którą powierzchnię spolaryzować. Możliwości jest kilka: maska i przednia szyba, boczna szyba oraz drzwi. A może wszystkie naraz?

Obróbka zdjęć

Czas zasiąść przed komputerem i uruchomić program do przetwarzania zdjęć. Ten poradnik traktuje przede wszystkim o tym, jak postawić pierwsze kroki w fotografii motoryzacyjnej, szczegóły przetwarzania zdjęć opiszę więc w osobnym tekście. Warto jednak mieć świadomość możliwości, które dają programy typu Photoshop, czy nawet jego uboższy i znacznie tańszy krewny – Photoshop Elements. Bezwzględnie należy pamiętać, że – szczególnie jeśli jeszcze nie jesteśmy do końca świadomi konsekwencji działania różnych narzędzi – nie powinniśmy korzystać z nich w nadmiarze. Zbyt mocny kontrast skryje w głębiach czerni opony i samochód będzie wyglądał, jakby stał na samych felgach zawieszonych w czarnej plamie. Jednocześnie wszystkie jaśniejsze obszary przejdą w biele. Tym sposobem przepalenia, których każdy unika w trakcie wykonywania zdjęć, zafundujemy sobie sami na komputerze. Bardzo ostrożnie powinno się też obchodzić z suwakami narzędzia cienie/podświetlenia. Wiele osób daje się skusić efektem pseudo-HDR. Niestety, zbyt mocno rozjaśnione cienie i przyciemnione podświetlenia wyglądają na fotografiach samochodów po prostu źle.


Programy służące do przetwarzania zdjęć pozwalają nie tylko na korekty kolorów, podświetleń, cieni itd. Umożliwiają też stworzenie zdjęcia ze wszystkimi powierzchniami samochodu spolaryzowanymi. Nakładając na siebie kilka fotografii, na których pozbyliśmy się odbić kolejno z maski, szyb, drzwi itd., i wymazując z poszczególnych warstw niechciane fragmenty, można stworzyć układankę z pełną polaryzacją. Warto w tym przypadku eksperymentować również z oddzielnym ustawieniem polaryzacji nieba, szyb biurowca w tle i innych elementów otoczenia. Profesjonaliści składają swoje zdjęcia nawet z kilkudziesięciu klatek o różnym naświetleniu, polaryzacji i innych parametrach, więc montaż fotografii z trzech klatek to przy tym banalne ćwiczenie. Ale pod warunkiem, że aparat stał na statywie i że zdjęcia różnią się od siebie wyłącznie polaryzacją.

Łam zasady

Ten poradnik ma za zadanie jedynie pomóc postawić pierwsze kroki w fotografii motoryzacyjnej. Podałem wiele zasad, które z czasem warto zacząć łamać. Dopiero eksperymentując, burząc harmonię i wychodząc poza stereotypy, można osiągnąć sukces. Jednak zanim się do tego dojdzie, potrzeba czasu i ćwiczeń. Dopiero wyćwiczone nawyki, własne spostrzeżenia i tysiące fatalnych zdjęć doprowadzą do perfekcji.
Jeśli przebrniecie przez chwile zwątpienia i będziecie gotowi przyjąć wszelką, najbardziej bolesną krytykę, w końcu zaczniecie świadomie robić dobre zdjęcia. Najważniejsze to nie dać się zniechęcić, śledzić najlepszych w poszukiwaniu inspiracji i dążyć do perfekcji przez pokorne przyjmowanie wszelkich uwag.

źródło:
http://autokult.pl/2013/06/26/fotografia-motoryzacyjna-pierwsze-kroki-poradnik
http://autokult.pl/2012/05/14/fotografia-samochodowa-odkrywamy-sekrety-profesjonalistow
http://www.swiatobrazu.pl/fotografia_motoryzacyjna_wszystko_o_fotografowaniu_samochodu.html